niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 3

Jakim cudem tak skrzywdzona osoba może zachwycać się światem, który swoją drogą był teraz zimny i nieprzyjemny, a śladowe ilości śniegu na ulicach stopił londyński deszcz pozostawiając brudne, twarde bryły lodu a na chodnikach zdradliwą gołoledź? Podczas gdy ja szedłem i narzekałem w myślach na spaliny, korki, zepsute ławki, obdrapane budynki i psią pogodę, gnając jak najszybciej do mieszkania Mii, ona szła powoli zachwycając się przyrodą i wystawiając twarz w promienie słońca, które zdawały się kochać jej twarz. Tak rozkosznie mrużyła oczy i marszczyła zaczerwieniony z zimna nos jednocześnie się uśmiechając.
- Nie śpiesz się tak, tu na pewno nie będzie paparazzi. - zaśmiała się.
- Nie o nich mi chodzi.  - mruknąłem. - zimno.
- Musisz na to patrzeć z innej strony. Im bardziej zmarzniesz, tym będzie ci milej gdy wejdziesz do ciepłego domu. - uśmiechnęła się mrużąc oczy gdy znowu wyszło słońce.
- Nie jestem artystą, nigdy cię nie zrozumiem. - zaśmiałem się zrównując z nią tępo.
- Jesteś artystą, tylko innym. Muzyka to też sztuka, a piosenkarz staje się artystą, gdy tworzy coś z serca i daje to szczęście innym i mógłbyś mnie doskonale zrozumieć gdybyś nie był zatrzymywany przez ziemskie problemy.
A kogo nie sięgają ziemskie problemy? Anioła. Kolejny dowód na to, że ona jest zjawiskiem.
- Tak sobie myślałem, żeby wyjechać na kilka dni do Holmes Chapel, odwiedzić stare kąty... Wpaść do twoich rodziców... Z tobą...- zacząłem.
Trochę zwolniła a rozmarzenie na jej twarzy ustąpiło... strachowi?
- Ja... ja byłam tam niedawno.
- Nie szkodzi. Pochodziłbym sobie po polach... i na tą polanę, gdzie pierwszy raz cię pocałowałem. - zaśmiałem się do wspomnień. - I wreszcie położę się na to łóżko gdzie był nasz pierwszy raz.
- Musisz mi to ciągle przypominać? - zaczęła się śmiać.
- Taka moja rola. - wyszczerzyłem się.
- To było straszne, i mi o tym już nie wspominaj. Mogłam zostać piętnastoletnią matką, byłoby cudownie.-parsknęła.
- Przesadzasz kochanie.
- A jak przeżyłbyś to, że zamiast ryczeć do mikrofonu dla milionów fanów siedziałbyś w Holmes Chapel i zajmował się dzieckiem? - uśmiechnęła się wiedząc, że wygrała.
- Ale to nie ma związku z naszym wyjazdem do Holmes Chapel. - nie dawałem za wygraną. - Zrób to dla mnie. - poprosiłem.
- Harry ale... - zawahała się. -  Tam się wiele rzeczy zmieniło... Moja mama raczej cię nie poczęstuje herbatą i nie poprosi, żebyś został na noc...
- Jak tak bardzo ci zależy, żebym nie przychodził do twojego domu, to nie przyjdę, ale pojedź tam ze mną.

Gdy dotarliśmy do mojego domu od razu owinęła się kocem i usiadła na kanapie.
Jak zwykle wręczyłem gorący kubek w delikatne, wiecznie zimne ręce i usiadłem obok z własnym napojem.
- Zaśpiewaj mi coś. - uśmiechnęła się i wskazała ręką na gitarę w kącie.
Jak zawsze zaśmiałem się z jej prośby i wstałem po instrument, a chwilę później przesuwałem palcami po strunach myśląc jaki utwór wykonać mojej pani tym razem.
"Kolejny dzień, kolejne życie
Mija tak jak moje
To nie jest skomplikowane"
Uśmiechnęła się i zapatrzyła się w okno. Uwielbiała piosenki Ed'a. Kontynuowałem śpiewanie, ale szczerze mówiąc nie skupiałem się nawet na tym , czy wykonuję poprawnie chwyty, tylko wpatrywałem się w nią.
"Kolejny umysł
Kolejna dusza
Kolejne ciało do zestarzenia się
To nie jest skomplikowane"
Przymknęła oczy i w pasjonujący sposób zaciągnęła na dłonie rękawy bluzy, a wystające opuszki palców przylgnęły do ciepłego kubka.
"Kolejne życie, które idzie na marne
Kolejne światło zatracone z twojej twarzy
To skomplikowane
"
Co ta dziewczyna ze mną robiła?
Dlaczego była tak niezwykła?
Ratunku...
Mam dosyć cierpienia, życia z jebaną barierą, mam dosyć patrzenia na siniaki i rany na jej ciele, nie chcę słyszeć już jej płaczu...
Mała, co ty ze mną zrobiłaś...
"Czy to tylko cud, czy ptaki wciąż śpiewają dla ciebie?
Płynąć w dół
Jak jesienne liście
Teraz cicho
Zamknij swoje oczy przed snem
Jesteś mile stąd
A wczoraj byłaś tu ze mną"
W pewnym momencie zagapiłem się na jej uśmiech i przerwałem piosenkę. Od razu otworzyła oczy.
- Śpiewaj. - poprosiła cicho.
- Rozpraszasz mnie, mała.
- Mogę wyjść, ale wtedy będę gorzej słyszeć. - odparła badając opuszkami palców moją dłoń, a ja znów mogłem wpatrywać się w nią jak zaczarowany.
- Śpiewaj. - wyszeptała uśmiechając się delikatnie.
"Oh, jak za Tobą tęsknię
Moja symfonia tworzy piosenkę, która cię niesie
Oh, jak za tobą tęsknię
Tęsknię za tobą i chciałbym, byś została
Czy można się dziwić, że gwiazdy świecą dla Ciebie?
"
Znowu utonąłem w jej szarych oczach. Były takie niezwykłe, jak cała ona. Moja obsesja.
- Nie możemy. - wyszeptała gdy przybliżyłem się do niej. 
- Chcę cię tylko pocałować. - zapewniłem i jak zaczarowany zacząłem badać ustami delikatną skórę jej szyi.
W tamtym momencie to co powiedziałem nie do końca było prawdą. Z cholerną przyjemnością kochałbym się z nią przez cały czas, nie zważając na to kim jesteśmy, i powstrzymywały mnie tylko te niewinne oczy, proszące mnie o coś tak trudnego, sprzecznego dla ludzkiej natury.
- Harry, jesteś? - usłyszałem krzyk Louis'a z holu. Cholera, dlaczego dawałem mu kod otwierający bramę i drzwi?
Mia odskoczyła ode mnie i poderwała się na nogi. Zawsze dziwnie reagowała na chłopaków.
- No nareszcie cię znalazłem! - przyjaciel stanął w drzwiach i gdy zobaczył dziewczynę znieruchomiał, podobnie jak ona. Wbiła wzrok w swoje nogi, a on skanował ją spojrzeniem od góry do dołu. To nie ma znaczenia, że między nią i Louis'em nie ma nic prócz strachu i nienawiści, ona jest kurwa moja, i ja mogę patrzeć, on nie.
- Witaj, Mia. - mruknął i usiadł na fotelu.
- Cześć... - rozległo się cichutkie przywitanie. - Może ja już pójdę...
Chwyciłem ją za nadgarstek i przyciągnąłem ją do siebie. Jeśli mam być szczery, to właśnie Lou jest nieproszonym gościem. Nie akceptował jej. Ona była częścią mnie, moim życiem, i bez względu na to jak pojebana jest ta sytuacja, on musi się z tym pogodzić. Ale wolał się odizolować, tak więc to zrobił.
- Ja tylko na chwilę. Paul próbuje się do ciebie dodzwonić od rana, byłem pod ręką więc wysłał mnie do ciebie, żeby przekazać, że jutro masz być w studiu o piętnastej. - Louis również wydawał się być jakiś niepewny...
- Wszystko? - kiwnąłem głową.
- Wszystko. - westchnął i odszedł, zanim zdążyłem cokolwiek dodać. - Harry... - odwrócił się, ale potem chyba zrezygnował z tego, co chciał mi powiedzieć, bo machnął ręką, a potem usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi.
- Masz przeze mnie same problemy. - powiedziała po chwili Mia.
- To nieprawda. - wzruszyłem ramionami, ale czułem, że dziewczyna szykuje jakąś bombę która mnie rozwali.
- Dlaczego to robisz? - spytała cicho.
- Co?
- Ryzykujesz... żyjesz inaczej... i w ogóle.
- Nie rozumiem. - uśmiechnąłem się.
- Rozmawiałam ostatnio z Eleanor. - zaczęła.
Rozmowy z El zawsze przynosiły huragan. Niedobrze.
- No mów, mów, najwyżej zejdę na zawał. - oparłem się o komodę wyczekując dzielnie pocisku.
- Trochę się dowiedziałam, jak wyglądało twoje życie przed tym jak mnie znalazłeś.
Niedobrze.
- Do czego zmierzasz?
- To prawda, że miałeś pełno partnerek?
Skrzywiłem się.
- Pełno... nie nazwałbym tak tego... - zmieszałem się.
- Mi nie chodzi o to że były, żebyś mnie źle nie zrozumiał... dlaczego teraz nikogo nie masz?
- Mam ciebie. - starałem się zachować spokój i obojętność, doskonale wiedziałem do czego zmierza.
- Zasługujesz na kogoś, kto dałby ci tego wszystkiego na co zasługujesz Harry.
- Mam ciebie. - powtórzyłem jakby otępiały.
- Ja nie mogę cię kochać. - nie wyczułem w jej głosie smutku, i to mnie przeraziło. Zawsze sądziłem, że gdzieś tam ona nadal coś do mnie czuje. Pomyliłem się?
- Ja tego od ciebie nie wymagam. - powiedziałem spokojnie, chociaż w środku szalała burza.
- Jesteś młody, bogaty, przystojny, zmarnujesz sobie życie przeze mnie...
Ona powiedziała że jestem przystojny!
- To jeden z powodów, dla których jesteś dla mnie jedyna. Przytrzymujesz mnie przy ziemi, żebym nie odleciał i nie stał się jakąś napuszoną gwiazdeczką. - uważnie wyczekiwałem jej reakcji. -Ty kochałaś Harry'ego z Holmes Chapel, one kochają Harry'ego Styles'a z One Direction. To jest różnica.
Uśmiechnęła się delikatnie, ale ten uśmiech nie sięgnął oczu.
- Codziennie chodziłeś na imprezy.
- Teraz wolę siedzieć z tobą.
Pokręciła głową.
- Nie mogę zmieniać ci życia, jesteś gwiazdą, musisz się pokazywać... Kiedy ostatnio gdzieś byłeś nie licząc tych spotkań, na których po prostu musiałeś być?
Widząc moje wahanie skrzywiła się.
- No właśnie. Zrób to dla mnie, i zacznij po prostu żyć swoim życiem, ja... nie mogę psuć ci kontaktów z przyjaciółmi.
Kiedy właśnie na kontakcie z nią najbardziej mi zależało... Czyli ona mnie nie kocha, tak jak zawsze myślałem... to jest...
- Zawsze moje mieszkanie będzie czekało, ale... ja nie jestem w stanie niczego ci dać. - odparła, teraz już z wyraźnym smutkiem.
- Ale ja nic od ciebie nie chcę, Mia... - mój ton głosu stawał się coraz bardziej rozpaczliwy.
Pokręciła znowu głową.
- Kochasz mnie? - wypaliłem po chwili ciszy, a potem sam przeraziłem się własnych słów. To mogło zniszczyć wszystko, jakim ja jestem debilem!
Wbiła we mnie uważne spojrzenie.
- Nie mogę. - wyszeptała tak delikatnie, że wyczytałem to chyba bardziej z ruchu jej warg.
- Mia... - mój głos się załamał, gdy zauważyłem w jej oczach łzy. Znowu tak cholernie zbladła, znowu wydawała się taka drobna, tak cholernie skrzywdzona. Jej podbródek niebezpiecznie się trząsł od powstrzymywania płaczu. Zwykle była w takim stanie po spotkaniach z tymi chujami. A teraz jest taka przeze mnie. Ja nie chcę jej krzywdzić, nie chcę... nie chcę...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz