- Nie śpiesz się tak, tu na pewno nie będzie paparazzi. - zaśmiała się.
- Nie o nich mi chodzi. - mruknąłem. - zimno.
- Musisz na to patrzeć z innej strony. Im bardziej zmarzniesz, tym będzie ci milej gdy wejdziesz do ciepłego domu. - uśmiechnęła się mrużąc oczy gdy znowu wyszło słońce.
- Nie jestem artystą, nigdy cię nie zrozumiem. - zaśmiałem się zrównując z nią tępo.
- Jesteś artystą, tylko innym. Muzyka to też sztuka, a piosenkarz staje się artystą, gdy tworzy coś z serca i daje to szczęście innym i mógłbyś mnie doskonale zrozumieć gdybyś nie był zatrzymywany przez ziemskie problemy.
A kogo nie sięgają ziemskie problemy? Anioła. Kolejny dowód na to, że ona jest zjawiskiem.
- Tak sobie myślałem, żeby wyjechać na kilka dni do Holmes Chapel, odwiedzić stare kąty... Wpaść do twoich rodziców... Z tobą...- zacząłem.
Trochę zwolniła a rozmarzenie na jej twarzy ustąpiło... strachowi?
- Ja... ja byłam tam niedawno.
- Nie szkodzi. Pochodziłbym sobie po polach... i na tą polanę, gdzie pierwszy raz cię pocałowałem. - zaśmiałem się do wspomnień. - I wreszcie położę się na to łóżko gdzie był nasz pierwszy raz.
- Musisz mi to ciągle przypominać? - zaczęła się śmiać.
- Taka moja rola. - wyszczerzyłem się.
- To było straszne, i mi o tym już nie wspominaj. Mogłam zostać piętnastoletnią matką, byłoby cudownie.-parsknęła.
- Przesadzasz kochanie.
- A jak przeżyłbyś to, że zamiast ryczeć do mikrofonu dla milionów fanów siedziałbyś w Holmes Chapel i zajmował się dzieckiem? - uśmiechnęła się wiedząc, że wygrała.
- Ale to nie ma związku z naszym wyjazdem do Holmes Chapel. - nie dawałem za wygraną. - Zrób to dla mnie. - poprosiłem.
- Harry ale... - zawahała się. - Tam się wiele rzeczy zmieniło... Moja mama raczej cię nie poczęstuje herbatą i nie poprosi, żebyś został na noc...
- Jak tak bardzo ci zależy, żebym nie przychodził do twojego domu, to nie przyjdę, ale pojedź tam ze mną.
Gdy dotarliśmy do mojego domu od razu owinęła się kocem i usiadła na kanapie.
Jak zwykle wręczyłem gorący kubek w delikatne, wiecznie zimne ręce i usiadłem obok z własnym napojem.
- Zaśpiewaj mi coś. - uśmiechnęła się i wskazała ręką na gitarę w kącie.
Jak zawsze zaśmiałem się z jej prośby i wstałem po instrument, a chwilę później przesuwałem palcami po strunach myśląc jaki utwór wykonać mojej pani tym razem.
"Kolejny dzień, kolejne życie
Mija tak jak moje
To nie jest skomplikowane"
Mija tak jak moje
To nie jest skomplikowane"
Uśmiechnęła się i zapatrzyła się w okno. Uwielbiała piosenki Ed'a. Kontynuowałem śpiewanie, ale szczerze mówiąc nie skupiałem się nawet na tym , czy wykonuję poprawnie chwyty, tylko wpatrywałem się w nią.
"Kolejny umysł
Kolejna dusza
Kolejne ciało do zestarzenia się
To nie jest skomplikowane"
Kolejna dusza
Kolejne ciało do zestarzenia się
To nie jest skomplikowane"
Przymknęła oczy i w pasjonujący sposób zaciągnęła na dłonie rękawy bluzy, a wystające opuszki palców przylgnęły do ciepłego kubka.
"Kolejne życie, które idzie na marne
Kolejne światło zatracone z twojej twarzy
To skomplikowane"
Kolejne światło zatracone z twojej twarzy
To skomplikowane"
Co ta dziewczyna ze mną robiła?
Dlaczego była tak niezwykła?
Ratunku...
Mam dosyć cierpienia, życia z jebaną barierą, mam dosyć patrzenia na siniaki i rany na jej ciele, nie chcę słyszeć już jej płaczu...
Mała, co ty ze mną zrobiłaś...
"Czy to tylko cud, czy ptaki wciąż śpiewają dla ciebie?
Płynąć w dół
Jak jesienne liście
Teraz cicho
Zamknij swoje oczy przed snem
Jesteś mile stąd
A wczoraj byłaś tu ze mną"
Płynąć w dół
Jak jesienne liście
Teraz cicho
Zamknij swoje oczy przed snem
Jesteś mile stąd
A wczoraj byłaś tu ze mną"
W pewnym momencie zagapiłem się na jej uśmiech i przerwałem piosenkę. Od razu otworzyła oczy.
- Śpiewaj. - poprosiła cicho.
- Rozpraszasz mnie, mała.
- Mogę wyjść, ale wtedy będę gorzej słyszeć. - odparła badając opuszkami palców moją dłoń, a ja znów mogłem wpatrywać się w nią jak zaczarowany.
- Śpiewaj. - wyszeptała uśmiechając się delikatnie.
"Oh, jak za Tobą tęsknię
Moja symfonia tworzy piosenkę, która cię niesie
Oh, jak za tobą tęsknię
Tęsknię za tobą i chciałbym, byś została
Czy można się dziwić, że gwiazdy świecą dla Ciebie?"
Moja symfonia tworzy piosenkę, która cię niesie
Oh, jak za tobą tęsknię
Tęsknię za tobą i chciałbym, byś została
Czy można się dziwić, że gwiazdy świecą dla Ciebie?"
Znowu utonąłem w jej szarych oczach. Były takie niezwykłe, jak cała ona. Moja obsesja.
- Nie możemy. - wyszeptała gdy przybliżyłem się do niej.
- Chcę cię tylko pocałować. - zapewniłem i jak zaczarowany zacząłem badać ustami delikatną skórę jej szyi.
W tamtym momencie to co powiedziałem nie do końca było prawdą. Z cholerną przyjemnością kochałbym się z nią przez cały czas, nie zważając na to kim jesteśmy, i powstrzymywały mnie tylko te niewinne oczy, proszące mnie o coś tak trudnego, sprzecznego dla ludzkiej natury.
- Harry, jesteś? - usłyszałem krzyk Louis'a z holu. Cholera, dlaczego dawałem mu kod otwierający bramę i drzwi?
Mia odskoczyła ode mnie i poderwała się na nogi. Zawsze dziwnie reagowała na chłopaków.
- No nareszcie cię znalazłem! - przyjaciel stanął w drzwiach i gdy zobaczył dziewczynę znieruchomiał, podobnie jak ona. Wbiła wzrok w swoje nogi, a on skanował ją spojrzeniem od góry do dołu. To nie ma znaczenia, że między nią i Louis'em nie ma nic prócz strachu i nienawiści, ona jest kurwa moja, i ja mogę patrzeć, on nie.
- Witaj, Mia. - mruknął i usiadł na fotelu.
- Cześć... - rozległo się cichutkie przywitanie. - Może ja już pójdę...
Chwyciłem ją za nadgarstek i przyciągnąłem ją do siebie. Jeśli mam być szczery, to właśnie Lou jest nieproszonym gościem. Nie akceptował jej. Ona była częścią mnie, moim życiem, i bez względu na to jak pojebana jest ta sytuacja, on musi się z tym pogodzić. Ale wolał się odizolować, tak więc to zrobił.
- Ja tylko na chwilę. Paul próbuje się do ciebie dodzwonić od rana, byłem pod ręką więc wysłał mnie do ciebie, żeby przekazać, że jutro masz być w studiu o piętnastej. - Louis również wydawał się być jakiś niepewny...
- Wszystko? - kiwnąłem głową.
- Wszystko. - westchnął i odszedł, zanim zdążyłem cokolwiek dodać. - Harry... - odwrócił się, ale potem chyba zrezygnował z tego, co chciał mi powiedzieć, bo machnął ręką, a potem usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi.
- Masz przeze mnie same problemy. - powiedziała po chwili Mia.
- To nieprawda. - wzruszyłem ramionami, ale czułem, że dziewczyna szykuje jakąś bombę która mnie rozwali.
- Dlaczego to robisz? - spytała cicho.
- Co?
- Ryzykujesz... żyjesz inaczej... i w ogóle.
- Nie rozumiem. - uśmiechnąłem się.
- Rozmawiałam ostatnio z Eleanor. - zaczęła.
Rozmowy z El zawsze przynosiły huragan. Niedobrze.
- No mów, mów, najwyżej zejdę na zawał. - oparłem się o komodę wyczekując dzielnie pocisku.
- Trochę się dowiedziałam, jak wyglądało twoje życie przed tym jak mnie znalazłeś.
Niedobrze.
- Do czego zmierzasz?
- To prawda, że miałeś pełno partnerek?
Skrzywiłem się.
- Pełno... nie nazwałbym tak tego... - zmieszałem się.
- Mi nie chodzi o to że były, żebyś mnie źle nie zrozumiał... dlaczego teraz nikogo nie masz?
- Mam ciebie. - starałem się zachować spokój i obojętność, doskonale wiedziałem do czego zmierza.
- Zasługujesz na kogoś, kto dałby ci tego wszystkiego na co zasługujesz Harry.
- Mam ciebie. - powtórzyłem jakby otępiały.
- Ja nie mogę cię kochać. - nie wyczułem w jej głosie smutku, i to mnie przeraziło. Zawsze sądziłem, że gdzieś tam ona nadal coś do mnie czuje. Pomyliłem się?
- Ja tego od ciebie nie wymagam. - powiedziałem spokojnie, chociaż w środku szalała burza.
- Jesteś młody, bogaty, przystojny, zmarnujesz sobie życie przeze mnie...
Ona powiedziała że jestem przystojny!
- To jeden z powodów, dla których jesteś dla mnie jedyna. Przytrzymujesz mnie przy ziemi, żebym nie odleciał i nie stał się jakąś napuszoną gwiazdeczką. - uważnie wyczekiwałem jej reakcji. -Ty kochałaś Harry'ego z Holmes Chapel, one kochają Harry'ego Styles'a z One Direction. To jest różnica.
Uśmiechnęła się delikatnie, ale ten uśmiech nie sięgnął oczu.
- Codziennie chodziłeś na imprezy.
- Teraz wolę siedzieć z tobą.
Pokręciła głową.
- Nie mogę zmieniać ci życia, jesteś gwiazdą, musisz się pokazywać... Kiedy ostatnio gdzieś byłeś nie licząc tych spotkań, na których po prostu musiałeś być?
Widząc moje wahanie skrzywiła się.
- No właśnie. Zrób to dla mnie, i zacznij po prostu żyć swoim życiem, ja... nie mogę psuć ci kontaktów z przyjaciółmi.
Kiedy właśnie na kontakcie z nią najbardziej mi zależało... Czyli ona mnie nie kocha, tak jak zawsze myślałem... to jest...
- Zawsze moje mieszkanie będzie czekało, ale... ja nie jestem w stanie niczego ci dać. - odparła, teraz już z wyraźnym smutkiem.
- Ale ja nic od ciebie nie chcę, Mia... - mój ton głosu stawał się coraz bardziej rozpaczliwy.
Pokręciła znowu głową.
- Kochasz mnie? - wypaliłem po chwili ciszy, a potem sam przeraziłem się własnych słów. To mogło zniszczyć wszystko, jakim ja jestem debilem!
Wbiła we mnie uważne spojrzenie.
- Nie mogę. - wyszeptała tak delikatnie, że wyczytałem to chyba bardziej z ruchu jej warg.
- Mia... - mój głos się załamał, gdy zauważyłem w jej oczach łzy. Znowu tak cholernie zbladła, znowu wydawała się taka drobna, tak cholernie skrzywdzona. Jej podbródek niebezpiecznie się trząsł od powstrzymywania płaczu. Zwykle była w takim stanie po spotkaniach z tymi chujami. A teraz jest taka przeze mnie. Ja nie chcę jej krzywdzić, nie chcę... nie chcę...
Chwyciłem ją za nadgarstek i przyciągnąłem ją do siebie. Jeśli mam być szczery, to właśnie Lou jest nieproszonym gościem. Nie akceptował jej. Ona była częścią mnie, moim życiem, i bez względu na to jak pojebana jest ta sytuacja, on musi się z tym pogodzić. Ale wolał się odizolować, tak więc to zrobił.
- Ja tylko na chwilę. Paul próbuje się do ciebie dodzwonić od rana, byłem pod ręką więc wysłał mnie do ciebie, żeby przekazać, że jutro masz być w studiu o piętnastej. - Louis również wydawał się być jakiś niepewny...
- Wszystko? - kiwnąłem głową.
- Wszystko. - westchnął i odszedł, zanim zdążyłem cokolwiek dodać. - Harry... - odwrócił się, ale potem chyba zrezygnował z tego, co chciał mi powiedzieć, bo machnął ręką, a potem usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi.
- Masz przeze mnie same problemy. - powiedziała po chwili Mia.
- To nieprawda. - wzruszyłem ramionami, ale czułem, że dziewczyna szykuje jakąś bombę która mnie rozwali.
- Dlaczego to robisz? - spytała cicho.
- Co?
- Ryzykujesz... żyjesz inaczej... i w ogóle.
- Nie rozumiem. - uśmiechnąłem się.
- Rozmawiałam ostatnio z Eleanor. - zaczęła.
Rozmowy z El zawsze przynosiły huragan. Niedobrze.
- No mów, mów, najwyżej zejdę na zawał. - oparłem się o komodę wyczekując dzielnie pocisku.
- Trochę się dowiedziałam, jak wyglądało twoje życie przed tym jak mnie znalazłeś.
Niedobrze.
- Do czego zmierzasz?
- To prawda, że miałeś pełno partnerek?
Skrzywiłem się.
- Pełno... nie nazwałbym tak tego... - zmieszałem się.
- Mi nie chodzi o to że były, żebyś mnie źle nie zrozumiał... dlaczego teraz nikogo nie masz?
- Mam ciebie. - starałem się zachować spokój i obojętność, doskonale wiedziałem do czego zmierza.
- Zasługujesz na kogoś, kto dałby ci tego wszystkiego na co zasługujesz Harry.
- Mam ciebie. - powtórzyłem jakby otępiały.
- Ja nie mogę cię kochać. - nie wyczułem w jej głosie smutku, i to mnie przeraziło. Zawsze sądziłem, że gdzieś tam ona nadal coś do mnie czuje. Pomyliłem się?
- Ja tego od ciebie nie wymagam. - powiedziałem spokojnie, chociaż w środku szalała burza.
- Jesteś młody, bogaty, przystojny, zmarnujesz sobie życie przeze mnie...
Ona powiedziała że jestem przystojny!
- To jeden z powodów, dla których jesteś dla mnie jedyna. Przytrzymujesz mnie przy ziemi, żebym nie odleciał i nie stał się jakąś napuszoną gwiazdeczką. - uważnie wyczekiwałem jej reakcji. -Ty kochałaś Harry'ego z Holmes Chapel, one kochają Harry'ego Styles'a z One Direction. To jest różnica.
Uśmiechnęła się delikatnie, ale ten uśmiech nie sięgnął oczu.
- Codziennie chodziłeś na imprezy.
- Teraz wolę siedzieć z tobą.
Pokręciła głową.
- Nie mogę zmieniać ci życia, jesteś gwiazdą, musisz się pokazywać... Kiedy ostatnio gdzieś byłeś nie licząc tych spotkań, na których po prostu musiałeś być?
Widząc moje wahanie skrzywiła się.
- No właśnie. Zrób to dla mnie, i zacznij po prostu żyć swoim życiem, ja... nie mogę psuć ci kontaktów z przyjaciółmi.
Kiedy właśnie na kontakcie z nią najbardziej mi zależało... Czyli ona mnie nie kocha, tak jak zawsze myślałem... to jest...
- Zawsze moje mieszkanie będzie czekało, ale... ja nie jestem w stanie niczego ci dać. - odparła, teraz już z wyraźnym smutkiem.
- Ale ja nic od ciebie nie chcę, Mia... - mój ton głosu stawał się coraz bardziej rozpaczliwy.
Pokręciła znowu głową.
- Kochasz mnie? - wypaliłem po chwili ciszy, a potem sam przeraziłem się własnych słów. To mogło zniszczyć wszystko, jakim ja jestem debilem!
Wbiła we mnie uważne spojrzenie.
- Nie mogę. - wyszeptała tak delikatnie, że wyczytałem to chyba bardziej z ruchu jej warg.
- Mia... - mój głos się załamał, gdy zauważyłem w jej oczach łzy. Znowu tak cholernie zbladła, znowu wydawała się taka drobna, tak cholernie skrzywdzona. Jej podbródek niebezpiecznie się trząsł od powstrzymywania płaczu. Zwykle była w takim stanie po spotkaniach z tymi chujami. A teraz jest taka przeze mnie. Ja nie chcę jej krzywdzić, nie chcę... nie chcę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz