- Jak tam twój aniołek, Harry? - spytał Louis z szyderczym uśmiechem gdy tylko przekroczyłem próg studia. Widział, widział jak wybiegała z płaczem z mojego domu.
- Teraz znajdujesz przyjemność w dręczeniu mnie? - warknąłem.
- Może tak cię otrząsnę. - rozłożył ręce. Zabiję gnoja. Zabiję, bez znaczenia, że był moim przyjacielem.
- Daruj, Lou. - odezwał się cicho Zayn, ale po chwili obrócił się do okna, z powrotem zagłębiając się w nieobecnym spojrzeniu i swoim papierosie.
- Nie daruję, nie mogę patrzeć jak się staczasz.
- Przecież do cholery nic mi nie jest! - wrzasnąłem. - To ty jesteś moim największym problemem!
Sam nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Nie do końca chciałem, żeby tak wyszło.
- Tak? To może po prostu odejdę z zespołu?! - warknął podnosząc się z fotela. Górowałem nad nim, byłem wyższy, i teraz to cholernie dodawało mi siły.
- Harry, Louis, to już zachodzi zdecydowanie za daleko! - z miejsca podniósł się Liam, a manager odłożył telefon i uważnie się przyglądał, tak jak reszta zgromadzonych w studiu.
- Rób co ci się kurwa podoba! Rozwal to przez swój idiotyzm! - krzyknąłem zaciskając pięści.
- Według ciebie ja tu jestem idiotą tak? - syknął. - Ja nie latam za tanią dziwką, która mnie wykorzystuje!
- Nie nazywaj jej tak, gnoju! - zacisnąłem szczękę.
- Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. - na jego twarz powrócił pewny siebie uśmieszek.
- Co ona ci takiego zrobiła? Miej ją w dupie.
- Zabrała mi przyjaciela.
- A więc o to chodzi? O jakąś chorą, dziecinną zazdrość? Na tej podstawie, ja mam prawo zacząć nazywać Eleanor dziwką.
Kolejne zdanie, którego nie powinienem nigdy wypowiedzieć wypłynęło z moich ust tak lekko.
- Ty... - syknął przez zęby.
- Dokończ. Teraz rozumiesz, jak to jest czuć, gdy wyzywają ukochaną tobie osobę od dziwek. - odparłem spokojnie, ale w sercu nadal szalała burza.
- Sęk w tym, że ja El kocham, a Mia jest jedynie... seksualną zabawką? - zaśmiał się a Liam już chciał się wtrącić, ale uciszyłem go gestem ręki.
- Nie dotknąłem jej. Nie uprawialiśmy seksu, gnoju. - mruknąłem do jego ucha. Reszta nie musi wiedzieć.
- Jasne. - prychnął. - Ty i powstrzymywanie się od tego.
- Właśnie tak jest. I ja ją kurwa kocham. Szalenie kocham, żeby wszyscy wiedzieli! - wrzasnąłem i wyszedłem z pomieszczenia.
- Harry, próba! - dogonił mnie Liam, i nagle przystanął, tak samo jak ja.
Mała, drobna postać otulona grubym płaszczem, z rozdygotanym, zdziwionym wyrazem twarzy. Mia.
- Ja... - zawahała się.
Liam westchnął i wrócił do studia zatrzaskując za sobą drzwi.
- Co ty tu robisz? - spytałem przytulając ją. To było takie naturalne, odruchowe.
- Chciałam z tobą porozmawiać... wolałam się nie pokazywać koło twojego domu, a studio było jedynym miejscem gdzie mogłabym cię złapać...
- Słyszałaś? - westchnąłem zrzucając tą ciążącą na mnie obawę.
- Tak... - wbiła wzrok w podłogę. - Ale to jest nie ważne... znaczy, jest, i to bardzo, mówię o tym co o mnie mówił. Ale chciałam pogadać o takich sytuacjach i... się pożegnać. - uśmiechnęła się delikatnie, ale widziałem wyraźny smutek.
- Pożegnać? - wydusiłem przerażony.
- Tak. Trochę sobie o tym wszystkim myślałam. A to otworzyło mi bardziej oczy.
Ujęła moją dłoń w swoje i zaczęła głaskać jej wierzch. To było jak tortura, bo z każdym jej dotykiem pragnąłem więcej.
- Co zamierzasz zrobić? - moje gardło było ściśnięte, z trudnością wypowiedziałem te pełne obawy słowa.
- Wyjechać.
- Przecież nie możesz. - wytarłem szybko oczy.
Te pieprzone błędy w papierach, bez nich byłoby wszystko idealne...
- Nie za granicę. Do przyjaciółki w Anglii. Mieszka gdzieś pod Glasgow.
- A co z pieniędzmi? - przełknąłem ciężko ślinę.
- To się nie zmienia. Muszę.
- Nie musisz, Mia nie rób mi tego... - mój głos brzmiał tak rozpaczliwie...
- Dobrze wiesz, że nie mogę nigdzie pracować, a potrzebuję pieniędzy. Nie dla siebie. - powiedziała cicho.
- Kochanie... - pokręciłem głową i wpiłem się w jej usta.
- Wyjaśnij mi. Wyjaśnij mi to wszystko... - wyszeptałem gdy musiałem przerwać pocałunek.
- Jeśli wyjaśnię, będę mogła odejść, a ty obiecasz, że nie będziesz mnie szukał?
- Karzesz mi się zabić z własnej woli?
- Harry... właśnie dlatego powinnam odejść, dla twojego dobra...
- Żartujesz sobie, prawda?
- Za dużo dla ciebie znaczę. Zbyt wiele, a ja nie mogę, zasługujesz na coś wspaniałego, a ja nie mogę ci tego dać. - pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
- Ty nie musisz nic mi dawać, masz po prostu być. - dotknąłem jej miękkich włosów. Czym dla mnie była? Melodią, aniołem, odskocznią, kimś tak niewyobrażalnie uspokajającym...
- Ale ja wiem, że ty oczekujesz czegoś więcej. - spojrzała mi się prosto w oczy, sprawiając, że powietrze stało się nagle gęstsze i duszniejsze.
- Nie będę oczekiwał, mogę chodzić na te jebane bankiety i gale, mogę pieprzyć kogo popadnie, mogę robić wszystko, ale zostań... zostań, zamieszkaj ze mną, bądź dla mnie kim tylko chcesz, ale bądź... - brzmiałem z każdą chwilą bardziej rozpaczliwie.
- Widzisz co ci zrobiłam? Chcesz utracić szacunek do samego siebie, tylko dlatego, że odchodzę - powiedziała cicho.
Westchnąłem i opadłem na krzesło.
- Nie musisz mi nic dawać, bądź dla mnie kim chcesz, ale cholernie cię proszę, żebyś została. - powiedziałem jak w transie.
- I tak wyjeżdżasz za miesiąc w trasę. - usiadła koło mnie.
- Więc zostań chociaż miesiąc.
- Herbata? - spytała uśmiechając się lekko gdy weszła do salonu. Kiwnąłem głową. Leżałem rozwalony na kanapie, i nie miałem siły na nic. Chciałem po prostu wpatrywać się w nią, ubraną w moją ulubioną bluzę, zdecydowanie zbyt dużą na nią.
Po chwili pojawiła się z dwoma ciepłymi kubkami. Jeden podała mi, a drugi wzięła w ręce i zaczęła je ogrzewać, tak jak zawsze to robiła.
- Przytulisz mnie? - spytałem nieśmiało.
Spojrzała się na mnie błyszczącymi, roześmianymi oczami i odłożyła kubek na ławę, a potem położyła się obok mnie. Była bardzo drobna, ale ja chyba nadrabiałem wielkością za dwie osoby, bo musiałem ją mocno do siebie przyciągnąć, żeby się zmieścić. Nie, żeby mi to szczególnie przeszkadzało.
Ułożyliśmy się tak, że leżała na mnie. Opuszkami palców badała moją twarz, a ja nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu. Była tak blisko, w pewnym sensie za blisko - bałem się, że poczuje jak bardzo jestem na nią gotowy i ją spłoszę. Gdy poruszyła lekko udem wiedziałem, że poczuła, ale w ogóle nie zareagowała, poza lekkim rumieńcem który tylko dodawał jej uroku.
- Jesteś taki piękny... - wyszeptała.
- Nie powinienem być piękny, tylko przystojny. - zmarszczyłem żartobliwie brwi.
Wciągnąłem gwałtownie powietrze gdy przejechała palcami po moich wargach jednocześnie nieświadomie zmieniając niewygodną jej pozycję mocno się o mnie ocierając.
- Przepraszam... może ja z ciebie zejdę już? - zaśmiała się, ale widziałem, że była lekko zawstydzona. Jak to możliwe?
- Nie, zostajesz tutaj. Ja nie narzekam. - przytrzymałem ją.
- No ale jak coś ci zrobię?
- Co takiego możesz mi zrobić? - zacząłem się śmiać z jej pomysłu.
- Nic, nie ważne. - zaśmiała się jednocześnie czerwieniąc się jeszcze mocniej, a ja śmiałem się i nie mogłem przestać.
- Mów, to nawet ciekawe!
- Nie! - jeszcze nigdy nie widziałem u niej tak szerokiego uśmiechu.
- Mów. - spróbowałem groźnym tonem. Palcami wędrowałem po jej szyi zapuszczając się coraz niżej. Nie robiłem nic złego i nie łamałem umowy. Miała na sobie moją bluzę, aż po szyję. Nie robiłem nic złego.
Gdy poczułem pod palcami krawędź stanika chwyciła moją rękę i odsunęła od siebie.
- Przepraszam...
Podniosłem się do pozycji siedzącej i usadziłem ją sobie na kolanach. Blisko, ale jednak bezpieczniej.
Zaczęła się bawić moimi włosami. Oplatała je w okół palców i masowała głowę. Ktoś na górze musi mnie bardzo lubić.
- Śnieg! - otworzyłem oczy słysząc jej radosny głos i nie wyczuwając już przy sobie jej obecności.
- Pewnie za chwilę się stopi, i będzie jedno, wielkie, szare gówno. - mruknąłem podchodząc do okna i stając obok niej.
- Pesymista. - uderzyła mnie lekko w ramię śmiejąc się. - Może utrzyma się do świąt...
- Jutro tego już nie będzie, tydzień na pewno nie wytrzyma. - powiedziałem zaczepnie.
I znów utonąłem w jej oczach, usta zapragnęły zasmakować jej warg, i to był wielki błąd.
- Właśnie dlatego muszę wyjechać. - wyszeptała. - Wrócę. Nie mogę bez ciebie żyć. Ale obiecaj, że ułożysz sobie z kimś życie.
Pozwoliłem odejść dziewczynie, dla której gotów byłem poświęcić wszystko. Wyjechała. A ja zostałem z rozwalonym sercem, totalnie samotny.
- Harry? - usłyszałem czyjś krzyk. Ed?!
Po chwili zobaczyłem przyjaciela w drzwiach mojej sypialni.
- Tobie też dawałem kod do bramy? - spytałem nie dowierzając. Wszystko świetnie, ale chociaż raz chciałbym WPUŚCIĆ gości do domu.
- Nie, ale od czego mam Lou. - zaśmiał się.
- No tak. - mruknąłem.
- To jak? Wracamy do życia stary? - klepnął mnie w plecy.
- Powiedział ktoś, kto nie odzywał się przez miesiąc. - brzmiałem wyjątkowo zrzędliwie.
- Byłem w trasie a fani zapieprzyli mi telefon. - uśmiechnął się zwycięsko.
- No dobra, ale i tak jestem zły.
- Wyglądasz jak gówno. - ocenił.
- Dzięki, stary. - zaśmiałem się.
- Mia? - spytał doskonale znając odpowiedź.
- Wyjechała.
- Może to i lepiej?
- Nie, Ed. - warknąłem. - Ona jest moim pieprzonym życiem, i jeśli masz zamiar tak jak chłopaki obrażać ją, to od dzisiaj się nie znamy.
- Daj spokój, nie znam jej, więc nic nie mówię. Przyszedłem cię wyrwać, dawno się w Corner's nie pokazywałeś. Grimmy będzie. I Taylor. - uśmiechnął się zadziornie.
- Taylor to przeszłość.
- Przecież dobrze wiem, o czym, lub o kim jest wasza najnowsza piosenka.
- Ja bardziej myślałem wtedy o Mii, ale wszyscy wzięli Tay. - mruknąłem.
- Harry, czas o niej zapomnieć. Zmarnujesz życie przy jakiejś niezdecydowanej, porcelanowej laleczce.
Porcelanowa laleczka, nowa nazwa do kolekcji, tak idealnie ją oddaje...
- Stary, widzę że cholernie mocno cię coś trzepnęło, ale pora się odkochać. - odparł. - Za 10 minut w samochodzie.
_____________________
CO DO KWESTII TAYLOR
Będzie występować, ale nie bierzcie tego jako postać negatywną. Może nie w sensie że jej nie lubię - jestem Swiftie, a Taylor jest moją królową. Wzięłam ją, bo wszyscy kojarzą wątek jej i Harry'ego z realnego życia. Tak będzie mi łatwiej w niektórych kwestiach.
xx
poniedziałek, 17 listopada 2014
niedziela, 2 listopada 2014
Rozdział 3
Jakim cudem tak skrzywdzona osoba może zachwycać się światem, który swoją drogą był teraz zimny i nieprzyjemny, a śladowe ilości śniegu na ulicach stopił londyński deszcz pozostawiając brudne, twarde bryły lodu a na chodnikach zdradliwą gołoledź? Podczas gdy ja szedłem i narzekałem w myślach na spaliny, korki, zepsute ławki, obdrapane budynki i psią pogodę, gnając jak najszybciej do mieszkania Mii, ona szła powoli zachwycając się przyrodą i wystawiając twarz w promienie słońca, które zdawały się kochać jej twarz. Tak rozkosznie mrużyła oczy i marszczyła zaczerwieniony z zimna nos jednocześnie się uśmiechając.
- Nie śpiesz się tak, tu na pewno nie będzie paparazzi. - zaśmiała się.
- Nie o nich mi chodzi. - mruknąłem. - zimno.
- Musisz na to patrzeć z innej strony. Im bardziej zmarzniesz, tym będzie ci milej gdy wejdziesz do ciepłego domu. - uśmiechnęła się mrużąc oczy gdy znowu wyszło słońce.
- Nie jestem artystą, nigdy cię nie zrozumiem. - zaśmiałem się zrównując z nią tępo.
- Jesteś artystą, tylko innym. Muzyka to też sztuka, a piosenkarz staje się artystą, gdy tworzy coś z serca i daje to szczęście innym i mógłbyś mnie doskonale zrozumieć gdybyś nie był zatrzymywany przez ziemskie problemy.
A kogo nie sięgają ziemskie problemy? Anioła. Kolejny dowód na to, że ona jest zjawiskiem.
- Tak sobie myślałem, żeby wyjechać na kilka dni do Holmes Chapel, odwiedzić stare kąty... Wpaść do twoich rodziców... Z tobą...- zacząłem.
Trochę zwolniła a rozmarzenie na jej twarzy ustąpiło... strachowi?
- Ja... ja byłam tam niedawno.
- Nie szkodzi. Pochodziłbym sobie po polach... i na tą polanę, gdzie pierwszy raz cię pocałowałem. - zaśmiałem się do wspomnień. - I wreszcie położę się na to łóżko gdzie był nasz pierwszy raz.
- Musisz mi to ciągle przypominać? - zaczęła się śmiać.
- Taka moja rola. - wyszczerzyłem się.
- To było straszne, i mi o tym już nie wspominaj. Mogłam zostać piętnastoletnią matką, byłoby cudownie.-parsknęła.
- Przesadzasz kochanie.
- A jak przeżyłbyś to, że zamiast ryczeć do mikrofonu dla milionów fanów siedziałbyś w Holmes Chapel i zajmował się dzieckiem? - uśmiechnęła się wiedząc, że wygrała.
- Ale to nie ma związku z naszym wyjazdem do Holmes Chapel. - nie dawałem za wygraną. - Zrób to dla mnie. - poprosiłem.
- Harry ale... - zawahała się. - Tam się wiele rzeczy zmieniło... Moja mama raczej cię nie poczęstuje herbatą i nie poprosi, żebyś został na noc...
- Jak tak bardzo ci zależy, żebym nie przychodził do twojego domu, to nie przyjdę, ale pojedź tam ze mną.
Gdy dotarliśmy do mojego domu od razu owinęła się kocem i usiadła na kanapie.
Jak zwykle wręczyłem gorący kubek w delikatne, wiecznie zimne ręce i usiadłem obok z własnym napojem.
- Zaśpiewaj mi coś. - uśmiechnęła się i wskazała ręką na gitarę w kącie.
Jak zawsze zaśmiałem się z jej prośby i wstałem po instrument, a chwilę później przesuwałem palcami po strunach myśląc jaki utwór wykonać mojej pani tym razem.
- Nie śpiesz się tak, tu na pewno nie będzie paparazzi. - zaśmiała się.
- Nie o nich mi chodzi. - mruknąłem. - zimno.
- Musisz na to patrzeć z innej strony. Im bardziej zmarzniesz, tym będzie ci milej gdy wejdziesz do ciepłego domu. - uśmiechnęła się mrużąc oczy gdy znowu wyszło słońce.
- Nie jestem artystą, nigdy cię nie zrozumiem. - zaśmiałem się zrównując z nią tępo.
- Jesteś artystą, tylko innym. Muzyka to też sztuka, a piosenkarz staje się artystą, gdy tworzy coś z serca i daje to szczęście innym i mógłbyś mnie doskonale zrozumieć gdybyś nie był zatrzymywany przez ziemskie problemy.
A kogo nie sięgają ziemskie problemy? Anioła. Kolejny dowód na to, że ona jest zjawiskiem.
- Tak sobie myślałem, żeby wyjechać na kilka dni do Holmes Chapel, odwiedzić stare kąty... Wpaść do twoich rodziców... Z tobą...- zacząłem.
Trochę zwolniła a rozmarzenie na jej twarzy ustąpiło... strachowi?
- Ja... ja byłam tam niedawno.
- Nie szkodzi. Pochodziłbym sobie po polach... i na tą polanę, gdzie pierwszy raz cię pocałowałem. - zaśmiałem się do wspomnień. - I wreszcie położę się na to łóżko gdzie był nasz pierwszy raz.
- Musisz mi to ciągle przypominać? - zaczęła się śmiać.
- Taka moja rola. - wyszczerzyłem się.
- To było straszne, i mi o tym już nie wspominaj. Mogłam zostać piętnastoletnią matką, byłoby cudownie.-parsknęła.
- Przesadzasz kochanie.
- A jak przeżyłbyś to, że zamiast ryczeć do mikrofonu dla milionów fanów siedziałbyś w Holmes Chapel i zajmował się dzieckiem? - uśmiechnęła się wiedząc, że wygrała.
- Ale to nie ma związku z naszym wyjazdem do Holmes Chapel. - nie dawałem za wygraną. - Zrób to dla mnie. - poprosiłem.
- Harry ale... - zawahała się. - Tam się wiele rzeczy zmieniło... Moja mama raczej cię nie poczęstuje herbatą i nie poprosi, żebyś został na noc...
- Jak tak bardzo ci zależy, żebym nie przychodził do twojego domu, to nie przyjdę, ale pojedź tam ze mną.
Gdy dotarliśmy do mojego domu od razu owinęła się kocem i usiadła na kanapie.
Jak zwykle wręczyłem gorący kubek w delikatne, wiecznie zimne ręce i usiadłem obok z własnym napojem.
- Zaśpiewaj mi coś. - uśmiechnęła się i wskazała ręką na gitarę w kącie.
Jak zawsze zaśmiałem się z jej prośby i wstałem po instrument, a chwilę później przesuwałem palcami po strunach myśląc jaki utwór wykonać mojej pani tym razem.
"Kolejny dzień, kolejne życie
Mija tak jak moje
To nie jest skomplikowane"
Mija tak jak moje
To nie jest skomplikowane"
Uśmiechnęła się i zapatrzyła się w okno. Uwielbiała piosenki Ed'a. Kontynuowałem śpiewanie, ale szczerze mówiąc nie skupiałem się nawet na tym , czy wykonuję poprawnie chwyty, tylko wpatrywałem się w nią.
"Kolejny umysł
Kolejna dusza
Kolejne ciało do zestarzenia się
To nie jest skomplikowane"
Kolejna dusza
Kolejne ciało do zestarzenia się
To nie jest skomplikowane"
Przymknęła oczy i w pasjonujący sposób zaciągnęła na dłonie rękawy bluzy, a wystające opuszki palców przylgnęły do ciepłego kubka.
"Kolejne życie, które idzie na marne
Kolejne światło zatracone z twojej twarzy
To skomplikowane"
Kolejne światło zatracone z twojej twarzy
To skomplikowane"
Co ta dziewczyna ze mną robiła?
Dlaczego była tak niezwykła?
Ratunku...
Mam dosyć cierpienia, życia z jebaną barierą, mam dosyć patrzenia na siniaki i rany na jej ciele, nie chcę słyszeć już jej płaczu...
Mała, co ty ze mną zrobiłaś...
"Czy to tylko cud, czy ptaki wciąż śpiewają dla ciebie?
Płynąć w dół
Jak jesienne liście
Teraz cicho
Zamknij swoje oczy przed snem
Jesteś mile stąd
A wczoraj byłaś tu ze mną"
Płynąć w dół
Jak jesienne liście
Teraz cicho
Zamknij swoje oczy przed snem
Jesteś mile stąd
A wczoraj byłaś tu ze mną"
W pewnym momencie zagapiłem się na jej uśmiech i przerwałem piosenkę. Od razu otworzyła oczy.
- Śpiewaj. - poprosiła cicho.
- Rozpraszasz mnie, mała.
- Mogę wyjść, ale wtedy będę gorzej słyszeć. - odparła badając opuszkami palców moją dłoń, a ja znów mogłem wpatrywać się w nią jak zaczarowany.
- Śpiewaj. - wyszeptała uśmiechając się delikatnie.
"Oh, jak za Tobą tęsknię
Moja symfonia tworzy piosenkę, która cię niesie
Oh, jak za tobą tęsknię
Tęsknię za tobą i chciałbym, byś została
Czy można się dziwić, że gwiazdy świecą dla Ciebie?"
Moja symfonia tworzy piosenkę, która cię niesie
Oh, jak za tobą tęsknię
Tęsknię za tobą i chciałbym, byś została
Czy można się dziwić, że gwiazdy świecą dla Ciebie?"
Znowu utonąłem w jej szarych oczach. Były takie niezwykłe, jak cała ona. Moja obsesja.
- Nie możemy. - wyszeptała gdy przybliżyłem się do niej.
- Chcę cię tylko pocałować. - zapewniłem i jak zaczarowany zacząłem badać ustami delikatną skórę jej szyi.
W tamtym momencie to co powiedziałem nie do końca było prawdą. Z cholerną przyjemnością kochałbym się z nią przez cały czas, nie zważając na to kim jesteśmy, i powstrzymywały mnie tylko te niewinne oczy, proszące mnie o coś tak trudnego, sprzecznego dla ludzkiej natury.
- Harry, jesteś? - usłyszałem krzyk Louis'a z holu. Cholera, dlaczego dawałem mu kod otwierający bramę i drzwi?
Mia odskoczyła ode mnie i poderwała się na nogi. Zawsze dziwnie reagowała na chłopaków.
- No nareszcie cię znalazłem! - przyjaciel stanął w drzwiach i gdy zobaczył dziewczynę znieruchomiał, podobnie jak ona. Wbiła wzrok w swoje nogi, a on skanował ją spojrzeniem od góry do dołu. To nie ma znaczenia, że między nią i Louis'em nie ma nic prócz strachu i nienawiści, ona jest kurwa moja, i ja mogę patrzeć, on nie.
- Witaj, Mia. - mruknął i usiadł na fotelu.
- Cześć... - rozległo się cichutkie przywitanie. - Może ja już pójdę...
Chwyciłem ją za nadgarstek i przyciągnąłem ją do siebie. Jeśli mam być szczery, to właśnie Lou jest nieproszonym gościem. Nie akceptował jej. Ona była częścią mnie, moim życiem, i bez względu na to jak pojebana jest ta sytuacja, on musi się z tym pogodzić. Ale wolał się odizolować, tak więc to zrobił.
- Ja tylko na chwilę. Paul próbuje się do ciebie dodzwonić od rana, byłem pod ręką więc wysłał mnie do ciebie, żeby przekazać, że jutro masz być w studiu o piętnastej. - Louis również wydawał się być jakiś niepewny...
- Wszystko? - kiwnąłem głową.
- Wszystko. - westchnął i odszedł, zanim zdążyłem cokolwiek dodać. - Harry... - odwrócił się, ale potem chyba zrezygnował z tego, co chciał mi powiedzieć, bo machnął ręką, a potem usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi.
- Masz przeze mnie same problemy. - powiedziała po chwili Mia.
- To nieprawda. - wzruszyłem ramionami, ale czułem, że dziewczyna szykuje jakąś bombę która mnie rozwali.
- Dlaczego to robisz? - spytała cicho.
- Co?
- Ryzykujesz... żyjesz inaczej... i w ogóle.
- Nie rozumiem. - uśmiechnąłem się.
- Rozmawiałam ostatnio z Eleanor. - zaczęła.
Rozmowy z El zawsze przynosiły huragan. Niedobrze.
- No mów, mów, najwyżej zejdę na zawał. - oparłem się o komodę wyczekując dzielnie pocisku.
- Trochę się dowiedziałam, jak wyglądało twoje życie przed tym jak mnie znalazłeś.
Niedobrze.
- Do czego zmierzasz?
- To prawda, że miałeś pełno partnerek?
Skrzywiłem się.
- Pełno... nie nazwałbym tak tego... - zmieszałem się.
- Mi nie chodzi o to że były, żebyś mnie źle nie zrozumiał... dlaczego teraz nikogo nie masz?
- Mam ciebie. - starałem się zachować spokój i obojętność, doskonale wiedziałem do czego zmierza.
- Zasługujesz na kogoś, kto dałby ci tego wszystkiego na co zasługujesz Harry.
- Mam ciebie. - powtórzyłem jakby otępiały.
- Ja nie mogę cię kochać. - nie wyczułem w jej głosie smutku, i to mnie przeraziło. Zawsze sądziłem, że gdzieś tam ona nadal coś do mnie czuje. Pomyliłem się?
- Ja tego od ciebie nie wymagam. - powiedziałem spokojnie, chociaż w środku szalała burza.
- Jesteś młody, bogaty, przystojny, zmarnujesz sobie życie przeze mnie...
Ona powiedziała że jestem przystojny!
- To jeden z powodów, dla których jesteś dla mnie jedyna. Przytrzymujesz mnie przy ziemi, żebym nie odleciał i nie stał się jakąś napuszoną gwiazdeczką. - uważnie wyczekiwałem jej reakcji. -Ty kochałaś Harry'ego z Holmes Chapel, one kochają Harry'ego Styles'a z One Direction. To jest różnica.
Uśmiechnęła się delikatnie, ale ten uśmiech nie sięgnął oczu.
- Codziennie chodziłeś na imprezy.
- Teraz wolę siedzieć z tobą.
Pokręciła głową.
- Nie mogę zmieniać ci życia, jesteś gwiazdą, musisz się pokazywać... Kiedy ostatnio gdzieś byłeś nie licząc tych spotkań, na których po prostu musiałeś być?
Widząc moje wahanie skrzywiła się.
- No właśnie. Zrób to dla mnie, i zacznij po prostu żyć swoim życiem, ja... nie mogę psuć ci kontaktów z przyjaciółmi.
Kiedy właśnie na kontakcie z nią najbardziej mi zależało... Czyli ona mnie nie kocha, tak jak zawsze myślałem... to jest...
- Zawsze moje mieszkanie będzie czekało, ale... ja nie jestem w stanie niczego ci dać. - odparła, teraz już z wyraźnym smutkiem.
- Ale ja nic od ciebie nie chcę, Mia... - mój ton głosu stawał się coraz bardziej rozpaczliwy.
Pokręciła znowu głową.
- Kochasz mnie? - wypaliłem po chwili ciszy, a potem sam przeraziłem się własnych słów. To mogło zniszczyć wszystko, jakim ja jestem debilem!
Wbiła we mnie uważne spojrzenie.
- Nie mogę. - wyszeptała tak delikatnie, że wyczytałem to chyba bardziej z ruchu jej warg.
- Mia... - mój głos się załamał, gdy zauważyłem w jej oczach łzy. Znowu tak cholernie zbladła, znowu wydawała się taka drobna, tak cholernie skrzywdzona. Jej podbródek niebezpiecznie się trząsł od powstrzymywania płaczu. Zwykle była w takim stanie po spotkaniach z tymi chujami. A teraz jest taka przeze mnie. Ja nie chcę jej krzywdzić, nie chcę... nie chcę...
Chwyciłem ją za nadgarstek i przyciągnąłem ją do siebie. Jeśli mam być szczery, to właśnie Lou jest nieproszonym gościem. Nie akceptował jej. Ona była częścią mnie, moim życiem, i bez względu na to jak pojebana jest ta sytuacja, on musi się z tym pogodzić. Ale wolał się odizolować, tak więc to zrobił.
- Ja tylko na chwilę. Paul próbuje się do ciebie dodzwonić od rana, byłem pod ręką więc wysłał mnie do ciebie, żeby przekazać, że jutro masz być w studiu o piętnastej. - Louis również wydawał się być jakiś niepewny...
- Wszystko? - kiwnąłem głową.
- Wszystko. - westchnął i odszedł, zanim zdążyłem cokolwiek dodać. - Harry... - odwrócił się, ale potem chyba zrezygnował z tego, co chciał mi powiedzieć, bo machnął ręką, a potem usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi.
- Masz przeze mnie same problemy. - powiedziała po chwili Mia.
- To nieprawda. - wzruszyłem ramionami, ale czułem, że dziewczyna szykuje jakąś bombę która mnie rozwali.
- Dlaczego to robisz? - spytała cicho.
- Co?
- Ryzykujesz... żyjesz inaczej... i w ogóle.
- Nie rozumiem. - uśmiechnąłem się.
- Rozmawiałam ostatnio z Eleanor. - zaczęła.
Rozmowy z El zawsze przynosiły huragan. Niedobrze.
- No mów, mów, najwyżej zejdę na zawał. - oparłem się o komodę wyczekując dzielnie pocisku.
- Trochę się dowiedziałam, jak wyglądało twoje życie przed tym jak mnie znalazłeś.
Niedobrze.
- Do czego zmierzasz?
- To prawda, że miałeś pełno partnerek?
Skrzywiłem się.
- Pełno... nie nazwałbym tak tego... - zmieszałem się.
- Mi nie chodzi o to że były, żebyś mnie źle nie zrozumiał... dlaczego teraz nikogo nie masz?
- Mam ciebie. - starałem się zachować spokój i obojętność, doskonale wiedziałem do czego zmierza.
- Zasługujesz na kogoś, kto dałby ci tego wszystkiego na co zasługujesz Harry.
- Mam ciebie. - powtórzyłem jakby otępiały.
- Ja nie mogę cię kochać. - nie wyczułem w jej głosie smutku, i to mnie przeraziło. Zawsze sądziłem, że gdzieś tam ona nadal coś do mnie czuje. Pomyliłem się?
- Ja tego od ciebie nie wymagam. - powiedziałem spokojnie, chociaż w środku szalała burza.
- Jesteś młody, bogaty, przystojny, zmarnujesz sobie życie przeze mnie...
Ona powiedziała że jestem przystojny!
- To jeden z powodów, dla których jesteś dla mnie jedyna. Przytrzymujesz mnie przy ziemi, żebym nie odleciał i nie stał się jakąś napuszoną gwiazdeczką. - uważnie wyczekiwałem jej reakcji. -Ty kochałaś Harry'ego z Holmes Chapel, one kochają Harry'ego Styles'a z One Direction. To jest różnica.
Uśmiechnęła się delikatnie, ale ten uśmiech nie sięgnął oczu.
- Codziennie chodziłeś na imprezy.
- Teraz wolę siedzieć z tobą.
Pokręciła głową.
- Nie mogę zmieniać ci życia, jesteś gwiazdą, musisz się pokazywać... Kiedy ostatnio gdzieś byłeś nie licząc tych spotkań, na których po prostu musiałeś być?
Widząc moje wahanie skrzywiła się.
- No właśnie. Zrób to dla mnie, i zacznij po prostu żyć swoim życiem, ja... nie mogę psuć ci kontaktów z przyjaciółmi.
Kiedy właśnie na kontakcie z nią najbardziej mi zależało... Czyli ona mnie nie kocha, tak jak zawsze myślałem... to jest...
- Zawsze moje mieszkanie będzie czekało, ale... ja nie jestem w stanie niczego ci dać. - odparła, teraz już z wyraźnym smutkiem.
- Ale ja nic od ciebie nie chcę, Mia... - mój ton głosu stawał się coraz bardziej rozpaczliwy.
Pokręciła znowu głową.
- Kochasz mnie? - wypaliłem po chwili ciszy, a potem sam przeraziłem się własnych słów. To mogło zniszczyć wszystko, jakim ja jestem debilem!
Wbiła we mnie uważne spojrzenie.
- Nie mogę. - wyszeptała tak delikatnie, że wyczytałem to chyba bardziej z ruchu jej warg.
- Mia... - mój głos się załamał, gdy zauważyłem w jej oczach łzy. Znowu tak cholernie zbladła, znowu wydawała się taka drobna, tak cholernie skrzywdzona. Jej podbródek niebezpiecznie się trząsł od powstrzymywania płaczu. Zwykle była w takim stanie po spotkaniach z tymi chujami. A teraz jest taka przeze mnie. Ja nie chcę jej krzywdzić, nie chcę... nie chcę...
Subskrybuj:
Posty (Atom)